Lena Headey – „Gra o tron”
Kit Harington może i doskonale gra zwłoki, a Emilia Clarke jest niezrównana w lataniu na smokach i występach pośród płomieni, ale szósty sezon „Gry o tron” zdecydowanie należał do Leny Headey i granej przez nią Cersei, władczyni, którą zobaczyliśmy jako najsilniejszą i najbardziej nieszczęśliwą osobę na świecie. Zręczną polityk, matkę gotową podpalić cały świat i kobietę, która ma większe jaja niż którykolwiek facet w Królewskiej Przystani. „Gra o tron” ostatnio zdecydowanie należy do płci pięknej, a Lena Headey jest prawdziwą królową w obsadzie.
Bryce Dallas Howard – „Black Mirror”
Jeśli twórcom potrzebne jest porządne załamanie na ekranie, pierwsza osoba, do której powinni zadzwonić, to Bryce Dallas Howard. Nikt nie potrafi płakać na zawołanie tak jak ona i nikt nie potrafi być tak groteskowo zabawny w swoich najbardziej żałosnych momentach. Odcinek „Nosedive” z najnowszego sezonu „Black Mirror” to jeden wielki popis tej aktorki, która była przerażająca, kiedy jej bohaterka walczyła ze sztucznym uśmiechem o wyższą ocenę w najstraszniejszym serwisie społecznościowym, jaki kiedy kiedykolwiek wymyślono, i zachwycająco naturalna, kiedy zaliczyła upadek na samo dno. „Nosedive” to emocje, emocje i jeszcze raz emocje, a zawdzięczamy je Bryce Dallas Howard i Charliemu Brookerowi, który idealnie wybrał aktorkę do niełatwej roli.
Millie Bobby Brown – „Stranger Things”
Trudno też sobie wyobrazić „Stranger Things” bez cudownych, szalenie utalentowanych dzieciaków, a zwłaszcza Millie Bobby Brown, która dzielnie ogoliła głowę, by wcielić się w najdziwniejszą, najsmutniejszą dziewczynkę, jaką kiedykolwiek widzieliśmy w telewizji. Jedenastka błyskawicznie podbiła zarówno serca widzów, jak i grupki serialowych chłopaków, którzy ją przygarnęli w swoje szeregi. Zaś młoda aktorka swoim dojrzałym i pełnym uroku występem przyćmiła wszystkich, z Winoną Ryder na czele.
Anthony Hopkins - „Westworld”
„Westworld” to przynajmniej kilka wybitnych kreacji aktorskich, ale we wszelkiego rodzaju nominacjach do prestiżowych nagród – Złotych Globów, SAG Awards itd. - przewijają się tylko dwie panie, Evan Rachel Wood i Thandie Newton. Panie niewątpliwie znakomite, ale nic im nie ujmując, warto zauważyć jedno: bez Anthony'ego Hopkinsa „Westworld” smakowałby inaczej. To on, w roli dyrektora parku rozrywki z piekła rodem, który ma coś w sobie z Walta Disneya i jeszcze więcej z doktora Frankensteina, nadawał serialowi ton. To on był graczem, bez którego nic by nie powstało, to jego chłodny umysł przerażał najbardziej, to jego cytaty z Szekspira sprawiały, że ciarki przechodziły po plecach. HBO zatrudniło wybitnego aktora i dało mu do zagrania prawdziwie magnetyczną postać. Trudno sobie wyobrazić „Westworld” bez niego.